Co nas truje w kosmetykach? Największa ściema branży beauty?

Reklamy obiecują młodość w słoiczku. Na półkach tysiące kremów i serum, które mają „pielęgnować” i „chronić”. Ale w rzeczywistości wiele z nich to tanie mieszanki chemiczne, które dla producenta są wygodne, a dla naszej skóry – toksyczne. Nie ma co zamiatać pod dywan. Pora powiedzieć wprost: codziennie wcierasz w skórę substancje, które mogą ją niszczyć, zaburzać hormony i przyspieszać starzenie.

Poniżej pełna lista najbardziej podejrzanych składników. W Namoi przyjmujemy zasadę zero kompromisów: jeśli substancja wzbudza choćby cień wątpliwości – uznajemy ją za szkodliwą.

Parabeny – hormonalna bomba w kremie

Parabeny to syntetyczne konserwanty, takie jak methylparaben, propylparaben czy butylparaben. Ich rola? Przedłużanie trwałości kosmetyków. Cena? Twoje hormony.

Parabeny naśladują estrogeny i wiążą się z receptorami hormonalnymi. Skutek – rozchwiana gospodarka hormonalna, problemy z płodnością, ryzyko raka piersi. Nawet jeśli nie ma jeszcze jednego „twardego” badania przesądzającego winę, działanie estrogenne jest potwierdzone. A to wystarczy, żeby traktować je jak truciznę.

SLS / SLES – piana, która niszczy

Sodium Lauryl Sulfate i Sodium Laureth Sulfate znajdziesz w szamponach, żelach, a nawet pastach do zębów. To tanie detergenty, które mają dawać pianę. Problem?

Rozpuszczają naturalne lipidy skóry i niszczą barierę ochronną. Efekt to przesuszenie, łuszczenie, swędzenie, a u osób z cerą wrażliwą – egzema i alergie. Dermatolodzy potwierdzają, że SLS to drażniący związek, który osłabia skórę przy regularnym stosowaniu. Każda piana to ukryta cena, którą płacisz skórą.

Ftalany – rozregulowany układ hormonalny

Dodawane do zapachów i lakierów, ftalany są niewidzialnym wrogiem. To tzw. endocrine disruptors – substancje zakłócające gospodarkę hormonalną. Udowodniono, że wpływają negatywnie na płodność, rozwój płodu i funkcje rozrodcze. Coraz więcej badań wiąże je także z nowotworami. A najgorsze? Ich obecność jest ukryta pod hasłem „fragrance” w składzie. Codziennie oddychasz i wcierasz ftalany, które dosłownie rozregulowują Twój organizm.

Formaldehyd i jego donory – powolna trucizna

Formaldehyd to udokumentowana substancja rakotwórcza. Choć rzadko dodaje się go wprost, producenci maskują go pod nazwami donorów, takich jak DMDM Hydantoin, Quaternium-15 czy Diazolidinyl Urea. Te związki uwalniają formaldehyd stopniowo, przez cały okres użytkowania kosmetyku.

Oznacza to ciągły kontakt z trucizną: alergie, podrażnienia, ryzyko raka. WHO jasno określa formaldehyd jako rakotwórczy. Nie ma bezpiecznej dawki, a jednak wciąż trafia do kremów i balsamów.

Parafiny i oleje mineralne – ropa na skórze

Parafina, olej mineralny, wazelina – to pochodne ropy naftowej. W kosmetykach używane jako emolienty, bo są tanie i dostępne. Ale dla skóry to jak folia spożywcza – blokują pory, uniemożliwiają wymianę gazową, powodują stany zapalne i trądzik kosmetyczny. Nie wchłaniają się, nie odżywiają, a jedynie tworzą sztuczną powłokę. Co gorsza, mogą kumulować się w organizmie. To chemiczny plaster, który nie leczy – tylko pogarsza stan skóry.

PEG / PPG – rakotwórcze zanieczyszczenia

PEG-i i PPG-i to emulgatory i rozpuszczalniki, dzięki którym krem się nie rozwarstwia. Brzmi niewinnie? W procesie produkcji zanieczyszczane są tlenkiem etylenu i 1,4-dioksanem – substancjami o udowodnionym działaniu rakotwórczym. Dodatkowo osłabiają barierę ochronną skóry, ułatwiając przenikanie innych toksyn. U wrażliwych osób powodują podrażnienia, a przy długotrwałym stosowaniu – przyspieszają starzenie. W skrócie: dla producenta wygoda, dla Ciebie otwarte drzwi dla trucizn.

Phenoxyethanol – fałszywy ratunek

Phenoxyethanol miał być „bezpieczniejszym” zamiennikiem parabenów. Znajdziesz go nawet w kosmetykach dla dzieci. Oficjalnie dopuszczony do 1% stężenia, ale w praktyce – przy uszkodzonej skórze może powodować podrażnienia, alergie i toksyczne reakcje. Badania wskazują na jego neurotoksyczne działanie przy większych dawkach. Problem? Stosujemy go codziennie, w wielu warstwach kosmetyków. To nie „bezpieczny konserwant”, tylko kolejna chemiczna pułapka.

Silikony – sztuczna gładkość

Silikony w kremach i serum to klasyczny trik producentów. Tworzą na skórze powłokę, która daje efekt gładkości. Ale ta gładkość to iluzja – pod spodem skóra nie oddycha, składniki aktywne nie wnikają, a pory się zatykają. Silikony trudno zmyć, więc gromadzą się i tworzą kolejne warstwy blokady.

Rezultat? Zaskórniki, przyspieszone starzenie, zaburzony mikrobiom skóry. To nie pielęgnacja – to maskowanie problemów i odcinanie skóry od prawdziwego odżywienia.

Podsumowanie: świadomy wybór albo świadome trucie

Nie ma co udawać, że to „tylko kontrowersje”. Jeśli coś rozregulowuje hormony, zatruwa skórę, zatyka pory i niesie ryzyko raka – to nie jest kosmetyk, to jest chemiczna pułapka. Każdy z wymienionych składników znalazł się w kremach i serum tylko dlatego, że jest tani. Taniej jest zatruwać, niż dbać o prawdziwe zdrowie skóry.

Namoi od początku idzie w innym kierunku – zero kompromisów, zero trucizn, zero tanich wypełniaczy. Skóra potrzebuje biologicznie zgodnych, aktywnych składników, a nie ropopochodnych odpadów.

Świadomy wybór to Twoja tarcza. Wybierz mądrze. Wybierz zdrowo. Wybierz Namoi.

Masz wybór: albo dalej karmisz swoją skórę tanią chemią z półki, albo świadomie wybierasz pielęgnację, która naprawdę wspiera regenerację. W Namoi mówimy jasno – jeśli coś budzi podejrzenie, traktujemy to jak truciznę. Zaufaj swojej skórze, nie reklamom.

Porozmawiaj z nami o naszych produktach